Najnowsze komentarze
Dawid, ja żyję - będzie reaktywacj...
dawid do: dosiego
Po prostu zacznij kurs. Nie myśl o...
morderska do: dosiego
Nie. Poprzysięgłam sobie, że zaczn...
dawid do: dosiego
I brak komentarzy... Ciekawe, czy ...
Mały_Bandzior do: ma prawo bez prawa...
Z tymi uprawnieniami na wszystko w...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

01.10.2009 22:22

ma prawo bez prawa...

Wielokrotnie zdarzyło mi się usłyszeć, że robienie prawa jazdy do jeżdżenia motorem to zawracanie dupy. i choć bardzo chciałabym po prostu jeździć i uczyć się powolutku praktycznie, a nie wydawać kasę na kursy i dodatkowy stres, to jednak nie pójdę na łatwiznę. nie pójdę, choćby dlatego, że nie chcę być hipokrytką.


mam radykalne poglądy w tej kwestii.  dostaję paranoi, kiedy widzę kolejnego zielonego "kierowcę" (cudzysłów jest tu celowy i jak najbardziej na miejscu) na małym skuterze, trzęsącego się jak galareta pomiędzy torowiskiem tramwaju a pasem aut na alei waszyngtona.często zastanawiam się ilu faktycznie z tych kierowców ma prawo jazdy - jakiekolwiek.


scenka:  dojeżdżam do skrzyżowania marszałkowaska/świętokrzyska.  na środkowym pasie dwa skutery.  patrzę kto jedzie - dzieci...  nie więcej niż 12, 13 lat. ogarnia mnie groza. chłopcy "pałują" jak tylko zaświeca się zielone.
nie chcę brzmieć jak ciotka klotka pomstująca "gdzie są rodzice?"  bo ja nawet potrafię zrozumieć ich pasję.  sama jestem mamą chłopca, który pomimo swoich 18 miesięcy idąc spać wsłuchuje się w odgłosy na drodze zza okna i informuje mnie radośnie co tam słyszy, że karetka (kaatka), że autobus (abubu, mama!) albo że samochód (samotit!).  znam też starszego chłopca, który blisko 30 lat temu robił dokładnie to samo, co ci chłopcy, tylko zamiast skutera miał do dyspozycji jakieś reanimowane przez siebie motoryny. mnie potrafi rozczulić wyobrażenie sobie uczuć takich chłopaczków.  tylko tak właściwie zaraz po tym nachodzi mnie myśl, że wcale nie chodzi o dzieci.  bo dzieci to dzieci - nie mają umiejętności przewidywania konsekwencji, myślenie przyczynowo-skutkowe nie jest ich mocną stroną.  przychodzi mi do głowy, że chodzi o tych dorosłych. o tych kretynów, którzy tanim kosztem postanawiają stać się kierowcami, bo nasze prawo im to umożliwia.   o tych, którzy postanawiają przeskoczyć przyjęcie wiadomości o tym, że droga to nie jest makieta do zabawy resorakami.


scenka:  jadę aleją szucha.  dojeżdżam do czerwonego światła na skrzyżowaniu. na pasie stoi skuter. na skuterze pan i pani. pan z wyrazem mocno przejętym, zgarbiony jak paragraf. wszyscy grzecznie stoją - bo jest czerwone.  i nagle pan rozgląda się nerwowo, jakby chciał przejść na skróty przez drogę, bo pasy odrobinę za daleko, po czym widząc, że nic nie jedzie rusza. przejeżdża na czerwonym świetle.  
i nie chodzi mi o to, że naraża siebie i tę swoją dupę z tyłu na śmierć albo co najmniej kalectwo.  to mam akurat w nosie, jak sobie pan winszuje, niech se pan ma.  mam nerwa, bo jak ktoś go zabije to sam pójdzie siedzieć. kto wie, być może pan i prawo jazdy posiada - jednak ciężko mi uwierzyć, ze kierowca z elementarną wiedzą mogłby zrobić coś tak kuriozalnego. rozumiem - docisnął na żółtym, albo ruszył na styk, bo już nie wytrzymał... ale nie po prostu przejechał przez skrzyżowanie, bo wydało mu się dość puste!

uważam, że prawo do jazdy na drodze powinno być przywilejem tych, którzy mają prawo jazdy. którzy podjęli minimalny wysiłek w kierunku zapewnienia podstawowego bezpieczeństwa sobie i innym na drodze.   i jak dla mnie może to oznaczać takie same potraktowanie rowerzystów. bo o ile mi wiadomo od lat nikt już nie zawraca sobie dupy czymś takim jak karta rowerowa. a szkoda.

moralizuję?  a niech będzie. ulżyłam sobie. bo cóż innego mi pozostaje.  pomimo kończącego się sezonu wiem, że skuterzystów na drodze będę nadal spotykać - bo ci zdeterminowani żeby jeździć, właśnie ci bez praw jazdy nie mają dość wyobraźni, żeby potraktować warunki jesienno zimowe jako niebezpieczne.

wiem, ze prawo miało się zmienić w tej kwestii. miejmy nadzieję, ze kwestia została uproszczona i poprawiona na rzecz bezpieczeństwa wszystkich kierowców. ostatnio miałam problem z doczytaniem czy w końcu ukrócili proceder...

 

 

ps.

wiem, ze nie wszyscy prawo jazdy posiadający mają je legalnie, ze pewnie jest rzesza tych co sobie załatwili, co zdali a potem zapomnieli itp itd.... ale to są mimo wszystko kwestie marginalne na inne rozważania.  

 

Komentarze : 4
2010-05-10 17:37:13 Mały_Bandzior

Z tymi uprawnieniami na wszystko wg mnie przesadzasz. To że ktoś przejechał na czerwonym raczej nie zależy od tego ,że ni miał prawa jazdy tylko od człowieka. Ani na kursie motocyklowym ani na samochodowym nikt mnie nie uświadamiał ani nie wykładał mi konsekwencji takiego zachowania ;], ale to jest przecież oczywiste. Rowerem jeździłem po ulicach na długo bez żadnego prawka itp , a poruszałem się po nich sprawnie i bezproblemowo. Pusta teoria na niewiele się zda, a i z prawem jazdy jazda nie każdemu wychodzi ;p

2009-10-03 23:38:42 morderska

sama nie wiem ile z tego co pamiętam ma wymiar praktyczny i z pewnością przysiądę fałdów (jak mawiała moja nauczycielka w drugiej klasie) podczas kursu na A, ale totalne olewanie kwestii mnie wnerwia :))

2009-10-02 18:56:39 MeDAN

Brawo za ciekawy a zarazem jakże prawdzy opis ruchy na naszych drogach. Odwołująć się do poprzedniego komentarza sam zrobiłem prawo jazdy kat.B 2 lata temu, 3 dni temu zdałem prawko na motor i podczas kursu dopiero zdałem sobie sprawe jak dużo przepisów pozapominałem...

2009-10-02 13:48:54 beebas

Oj tak, tak. Sam niedawno robiąc prawko na motor zdałem sobie sprawę ile pozapominałem zasad i przepisów przez prawie 20 lat jeżdzenia puszką. Uważam, że każdy kierowca powinien raz na 10 lat robić obowiązkowo kurs odświerzający znajomość przepisów, zasad ruchu oraz manewrów. Nawet jeśli prawo jazdy ma się bezterminowo to powinien być obowiązek takiego "odświerzenia" wiedzy i umiejętności. Teoria, kilka godzin na placu i kilka godzin w ruchu miejskim. Miałby na to np. rok od upłynięcia 10-letniego terminu a koszty można by ograniczyć np. poprzez jazdy własnym samochodem z instruktorem jako pasażer. I nie chodzi o to żeby musieć coś zdawać albo w razie niezdania tracić prawko tylko o samo odświerzenie wiedzy. Pomysł może idiotyczny aczkolwiek uważam, że bardzo by to poprawiło świadomość kierowców. Co do małolatów (i nie tylko) jak kiedyś w czasach jeszcze w miarę głębokiej komuny mieliśmy w podstawówce (najzwyklejszej) obowiązkowy kurs na kartę rowerową to choćby potem się nie zdawało (ja nie zdawałem bo nie było wtedy w pobliżu żadnego placu na którym miałby się odbyć egzamin praktyczny i szkoła to olała) to przynajmniej uczono nas przy okazji ogólnych zasad poruszania się po drogach publicznych. Przydały by się i teraz takie "obowiązkowe" zajęcia. Wiem, że szkoła podstawowa może zorganizować kurs na kartę rowerową a gimnazjum na motorowerową ale ponieważ tylko "może" i nie ma "obowiązku" uczestniczenia to często tego nie robi a jak robi to nie wszyscy uczestniczą - bo nie muszą. Uważam, że wszyscy korzystający z dróg publicznych powinni mieć jakiekolwiek pojęcie na temat a w przypadku dowolnych pojazdów odpowiednie uprawnienia - począwszy od roweru. Szlak mnie trafia w sytuacji kiedy widzę jadącego po ulicy rowerzystę kiedy tuż obok ulicy biegnie sobie ścieżka rowerowa i to oznakowana znakami pionowymi (bo poziomych z perspektywy ulicy nie widać). Sam jeżdżę sporo na rowerze i uważam, że każdy rowerzysta powinien znać przepisy odnośnie poruszania się rowerem po drogach publicznych. No ale skoro nie musi to często ma to głęboko gdzieś. I jeżdzą - po pijaku, nie oświetleni, przelatują na pełnym gazie przez przejścia dla pieszych (i przejazdy dla rowerzystów), skręcają bez syganlizowania chęci skrętu itp., itd. Może trochę przeginam ale nie mam pomysłu jak przekonać ludzi aby jednak z rosądkiem podchodzili do tego co robią i jeśli coś jest obwarowane jakimiś przepisami to przynajmniej je znali (nawet pobieżnie) - stosować się do nich już nie muszą ale niech przynajmniej zdają sobie sprawę, że olewając je narażają siebie i innych uczestników na konsekwencje swojego działania. Nie jestem ideałem - zdaża mi się czasem coś skwasić tyle, że wiem o tym i staram się nie popełniać tych samych błędów ponownie. No i przyznaję się do nich bez bicia :-)

  • Dodaj komentarz