01.10.2009 22:22
ma prawo bez prawa...
mam radykalne poglądy w tej kwestii. dostaję
paranoi, kiedy widzę kolejnego zielonego "kierowcę"
(cudzysłów jest tu celowy i jak najbardziej na miejscu) na
małym skuterze, trzęsącego się jak galareta pomiędzy torowiskiem
tramwaju a pasem aut na alei waszyngtona.często zastanawiam się
ilu faktycznie z tych kierowców ma prawo jazdy -
jakiekolwiek.
scenka: dojeżdżam do skrzyżowania
marszałkowaska/świętokrzyska. na środkowym pasie dwa
skutery. patrzę kto jedzie - dzieci... nie więcej niż
12, 13 lat. ogarnia mnie groza. chłopcy "pałują" jak
tylko zaświeca się zielone.
nie chcę brzmieć jak ciotka
klotka pomstująca "gdzie są rodzice?" bo ja nawet
potrafię zrozumieć ich pasję. sama jestem mamą chłopca,
który pomimo swoich 18 miesięcy idąc spać wsłuchuje się w
odgłosy na drodze zza okna i informuje mnie radośnie co tam
słyszy, że karetka (kaatka), że autobus (abubu, mama!) albo że
samochód (samotit!). znam też starszego chłopca,
który blisko 30 lat temu robił dokładnie to samo, co ci
chłopcy, tylko zamiast skutera miał do dyspozycji jakieś
reanimowane przez siebie motoryny. mnie potrafi rozczulić
wyobrażenie sobie uczuć takich chłopaczków. tylko
tak właściwie zaraz po tym nachodzi mnie myśl, że wcale nie
chodzi o dzieci. bo dzieci to dzieci - nie mają
umiejętności przewidywania konsekwencji, myślenie
przyczynowo-skutkowe nie jest ich mocną stroną. przychodzi
mi do głowy, że chodzi o tych dorosłych. o tych kretynów,
którzy tanim kosztem postanawiają stać się kierowcami, bo
nasze prawo im to umożliwia. o tych, którzy
postanawiają przeskoczyć przyjęcie wiadomości o tym, że droga to
nie jest makieta do zabawy resorakami.
scenka:
jadę aleją szucha. dojeżdżam do czerwonego światła na
skrzyżowaniu. na pasie stoi skuter. na skuterze pan i pani. pan z
wyrazem mocno przejętym, zgarbiony jak paragraf. wszyscy
grzecznie stoją - bo jest czerwone. i nagle pan rozgląda
się nerwowo, jakby chciał przejść na skróty przez drogę,
bo pasy odrobinę za daleko, po czym widząc, że nic nie jedzie
rusza. przejeżdża na czerwonym świetle.
i nie chodzi
mi o to, że naraża siebie i tę swoją dupę z tyłu na śmierć albo
co najmniej kalectwo. to mam akurat w nosie, jak sobie pan
winszuje, niech se pan ma. mam nerwa, bo jak ktoś go zabije
to sam pójdzie siedzieć. kto wie, być może pan i prawo
jazdy posiada - jednak ciężko mi uwierzyć, ze kierowca z
elementarną wiedzą mogłby zrobić coś tak kuriozalnego. rozumiem -
docisnął na żółtym, albo ruszył na styk, bo już nie
wytrzymał... ale nie po prostu przejechał przez skrzyżowanie, bo
wydało mu się dość puste!
uważam, że prawo do jazdy na
drodze powinno być przywilejem tych, którzy mają prawo
jazdy. którzy podjęli minimalny wysiłek w kierunku
zapewnienia podstawowego bezpieczeństwa sobie i innym na
drodze. i jak dla mnie może to oznaczać takie same
potraktowanie rowerzystów. bo o ile mi wiadomo od lat nikt
już nie zawraca sobie dupy czymś takim jak karta rowerowa. a
szkoda.
moralizuję? a niech będzie. ulżyłam
sobie. bo cóż innego mi pozostaje. pomimo kończącego
się sezonu wiem, że skuterzystów na drodze będę nadal
spotykać - bo ci zdeterminowani żeby jeździć, właśnie ci bez praw
jazdy nie mają dość wyobraźni, żeby potraktować warunki jesienno
zimowe jako niebezpieczne.
wiem, ze prawo miało się zmienić
w tej kwestii. miejmy nadzieję, ze kwestia została uproszczona i
poprawiona na rzecz bezpieczeństwa wszystkich kierowców.
ostatnio miałam problem z doczytaniem czy w końcu ukrócili
proceder...
ps.
wiem, ze nie wszyscy prawo jazdy posiadający mają je legalnie, ze pewnie jest rzesza tych co sobie załatwili, co zdali a potem zapomnieli itp itd.... ale to są mimo wszystko kwestie marginalne na inne rozważania.
Komentarze : 4
Z tymi uprawnieniami na wszystko wg mnie przesadzasz. To że ktoś przejechał na czerwonym raczej nie zależy od tego ,że ni miał prawa jazdy tylko od człowieka. Ani na kursie motocyklowym ani na samochodowym nikt mnie nie uświadamiał ani nie wykładał mi konsekwencji takiego zachowania ;], ale to jest przecież oczywiste. Rowerem jeździłem po ulicach na długo bez żadnego prawka itp , a poruszałem się po nich sprawnie i bezproblemowo. Pusta teoria na niewiele się zda, a i z prawem jazdy jazda nie każdemu wychodzi ;p
sama nie wiem ile z tego co pamiętam ma wymiar praktyczny i z pewnością przysiądę fałdów (jak mawiała moja nauczycielka w drugiej klasie) podczas kursu na A, ale totalne olewanie kwestii mnie wnerwia :))
Brawo za ciekawy a zarazem jakże prawdzy opis ruchy na naszych drogach. Odwołująć się do poprzedniego komentarza sam zrobiłem prawo jazdy kat.B 2 lata temu, 3 dni temu zdałem prawko na motor i podczas kursu dopiero zdałem sobie sprawe jak dużo przepisów pozapominałem...
Oj tak, tak. Sam niedawno robiąc prawko na motor zdałem sobie sprawę ile pozapominałem zasad i przepisów przez prawie 20 lat jeżdzenia puszką. Uważam, że każdy kierowca powinien raz na 10 lat robić obowiązkowo kurs odświerzający znajomość przepisów, zasad ruchu oraz manewrów. Nawet jeśli prawo jazdy ma się bezterminowo to powinien być obowiązek takiego "odświerzenia" wiedzy i umiejętności. Teoria, kilka godzin na placu i kilka godzin w ruchu miejskim. Miałby na to np. rok od upłynięcia 10-letniego terminu a koszty można by ograniczyć np. poprzez jazdy własnym samochodem z instruktorem jako pasażer. I nie chodzi o to żeby musieć coś zdawać albo w razie niezdania tracić prawko tylko o samo odświerzenie wiedzy. Pomysł może idiotyczny aczkolwiek uważam, że bardzo by to poprawiło świadomość kierowców. Co do małolatów (i nie tylko) jak kiedyś w czasach jeszcze w miarę głębokiej komuny mieliśmy w podstawówce (najzwyklejszej) obowiązkowy kurs na kartę rowerową to choćby potem się nie zdawało (ja nie zdawałem bo nie było wtedy w pobliżu żadnego placu na którym miałby się odbyć egzamin praktyczny i szkoła to olała) to przynajmniej uczono nas przy okazji ogólnych zasad poruszania się po drogach publicznych. Przydały by się i teraz takie "obowiązkowe" zajęcia. Wiem, że szkoła podstawowa może zorganizować kurs na kartę rowerową a gimnazjum na motorowerową ale ponieważ tylko "może" i nie ma "obowiązku" uczestniczenia to często tego nie robi a jak robi to nie wszyscy uczestniczą - bo nie muszą. Uważam, że wszyscy korzystający z dróg publicznych powinni mieć jakiekolwiek pojęcie na temat a w przypadku dowolnych pojazdów odpowiednie uprawnienia - począwszy od roweru. Szlak mnie trafia w sytuacji kiedy widzę jadącego po ulicy rowerzystę kiedy tuż obok ulicy biegnie sobie ścieżka rowerowa i to oznakowana znakami pionowymi (bo poziomych z perspektywy ulicy nie widać). Sam jeżdżę sporo na rowerze i uważam, że każdy rowerzysta powinien znać przepisy odnośnie poruszania się rowerem po drogach publicznych. No ale skoro nie musi to często ma to głęboko gdzieś. I jeżdzą - po pijaku, nie oświetleni, przelatują na pełnym gazie przez przejścia dla pieszych (i przejazdy dla rowerzystów), skręcają bez syganlizowania chęci skrętu itp., itd. Może trochę przeginam ale nie mam pomysłu jak przekonać ludzi aby jednak z rosądkiem podchodzili do tego co robią i jeśli coś jest obwarowane jakimiś przepisami to przynajmniej je znali (nawet pobieżnie) - stosować się do nich już nie muszą ale niech przynajmniej zdają sobie sprawę, że olewając je narażają siebie i innych uczestników na konsekwencje swojego działania. Nie jestem ideałem - zdaża mi się czasem coś skwasić tyle, że wiem o tym i staram się nie popełniać tych samych błędów ponownie. No i przyznaję się do nich bez bicia :-)
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (9)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)