25.10.2009 02:24
miłość i seks.
Spotkaliśmy się dziś w sprawie szczególnej.
Miał pokazać mi swoje zdjęcia. Pokazywał – spotkania,
przygody, wyjazdy, imprezy. A przede wszystkim motony
które miał. Odmienne od tego czym jeździ teraz
(Fireblade 900RR), a jednak niewiarygodnie piękne. Każdy
na wój sposób.
Myślę o tym jak o nich
opowiada. O tym jak pożerają go w całości myśli o własnych
motocyklach (i nie tylko własnych, o motocyklach w
ogóle). Jak je kocha – nadal, pomimo tego, że
dawno nie ma ich u siebie.
Przypomina mi to coś
pozornie bez związku. Moja babcia uwielbiała czytać gazety.
Czytała codziennie, choć trzeba przyznać sprawiało jej to pewną
trudność (to była prosta, choć wyjątkowo pracowita kobieta ze
swoistą klasą i godnością) - czytając zawsze szeptała pod
nosem tekst. Nic jej wtedy nie rozpraszało.
Uwielbiałam wsłuchiwać się w ten szept, oglądać jej twarz i to
jak czyta. Byłam absolutnie zafascynowana tym, w czym
uczestniczyłam. Fakt, miałam wrażenie… nie wiem.. no
czułam się nieswojo, jakbym ingerowała w jej bardzo osobisty
czas, a jednak absolutnie zaczarowywało mnie to jej
zaangażowanie. Koiło, miałam uczucie rozlewającego się we
mnie ciepła.
Słowa mojego przyjaciela nie
koją. Czuję w nich nutę szaleństwa, totalnej pasji i
miłości do tego o czym są. Kompletnego pochłonięcia
motocyklami. Nie koi mnie to, ale tak samo
zaczarowuje. Słucham tych bardzo skomplikowanych opowieści
o kołach zdawczych, przełożeniach czy innych układach i
choć niewiele z nich rozumiem (w sumie nie jest istotne czy to z
powodu mojej własnej ignorancji czy z powodu szybkości godnej
kałasznikowa w wystrzeliwaniu kolejnych słów przez
mojego przyjaciela )i jestem zaczarowana.
Czuję jak to uczucie całkowitego oddania otula go, pieści i
uszczęśliwia. Trochę mu tego zazdroszczę. W pozytywnym
sensie.
Mam podejrzenie, że nie będzie to moim
udziałem. Że nie pochłoną mnie motocykle, choć z pewnością
pokocham mój pojazd (jaki by nie był) i pokocham to
uczucie które dopadnie mnie przy jeździe. Będę
upajać się jeżdżeniem. To będzie prawdopodobnie jak
znakomity seks. Wyjątkowo znakomity seks, jeśli tylko uda mi się
opanować jazdę do momentu, w którym się zupełnie rozluźnię
i poczuję swobodnie (bo ja lubię jeździć, kocham wiatr, kocham
prędkość i niezależność). Seks jednak ma to do
siebie, że cieszy kiedy ma nadejść, upaja kiedy trwa i pozwala
się sobą rozkoszować krótko po. Ale to miłość
jest uczuciem, które Cię pochłania. Pożera
całkowicie i uskrzydla. Siedzi w Tobie ciągle. Czuję
tę miłość zawsze kiedy P. opowiada o motocyklach. Kiedy na nie
patrzy. Kiedy zbliża się do swojej maszyny. Nie ma
nic piękniejszego niż wsłuchiwanie się w słowa wyzute z wszelkich
wątpliwości i zbędnej analizy. Nie ma nic piękniejszego niż
na pytanie „czemu?” usłyszeć „bo
tak.” To napiękniejszy bezwarunkowy rodzaj miłości,
który wrasta w głęboko w serce i staje się trochę jak
religia. Jak talent rysunkowy – „kiedy poczułeś
że chcesz rysować” „od zawsze to wiedziałem”
„od kiedy kochasz motocykle?” „od
zawsze.” Nie wiesz, kiedy był początek, czujesz
jednak, że nie będzie miało końca. Zazdroszczę mu
tego i po cichu marzę, że może akurat? Cudownie jest być tak
zakochanym. Z taką radosną namiętnością.
Doświadczanie takiej pasji u kogoś to też wyjątkowe i bardzo
inspirujące uczucie. Nie chodzi o łapanie bakcyla
motocyklowego. Chodzi o pławienie się przez chwilę w tym
cieple. W tej dobrej energii. I zazdroszczę, że
on ma ją CIĄGLE na wyciągnięcie dłoni.
Właściwie to nie wiem sama, czemu zamiast pracować tknęło mnie,
żeby to napisać. Pewnie poszukuję inspiracji.
Komentarze : 8
Zwał jak zwał. Nawet jeśli pasja potrafi być inspirująca, to myślę, że do moto jeszcze zmienisz podejście (bo zdaje mi się jakoś, że jeszcze nie śmigasz). Zresztą, nie nabijamy komentów ;). Czekam na kolejny tekst!
Stanowczo się nie zgodzę.
Jest wielce inspirujące:) Zresztą, dałam temu wyraz.
w gruncie rzeczy nie podniecam się pisząc to motocyklami. podniecam się podniecaniem ;) czyż nie?
Eeeee tam, nie ma się czym podniecać. Mówię o motocyklach, nie o seksie. Jednoślady to tylko trochę żelaza, plastiku i gumy. Nic poza tym. Wydaje mi się, że należy zdać sobie sprawę (trochę bezosobowo, ale mówię do Ciebie autorko!!!), że to czym się pasjonujemy nie ma najmniejszego znaczenia. Motocykle są tylko filtrem. Każdy szuka w nich coś innego i większość odnajduje. Ale nie z tego powodu, że są motocyklami. Równie dobrze mogły to by być latawce, zbieranie motyli czy cokolwiek innego. Na nas padły motocykle, co w większości przypadków wiąże się z ojcem motocyklistą/dziadkiem/chłopakiem/mężem/żoną (niepotrzebne skreślić). To raczej dzieło przypadku. A to, co motocykle potrafią dać - ten kawałek żelaza, plastiku i gumy - to już całkiem inna bajka ;).
alonzo, ja broń Boże nie mówię o jeździe w ogóle. bardziej chyba o stanie serca w stosunku do motocykli. :) nie jestem zwolenniczką jazdy bez choćby najmniejszego poczucia odpowiedzialności.
Piszesz o jeździe na motocyklach i seksie. Hmmm ... Piszesz bardzo dobrze. Masz talent. Ale jazda na motocyklach chyba różni się od seksu i miłości. Jazda na motocyklach to przede wszystkim odpowiedzialność. Wsiadając na motocykl zabierasz ze sobą masę problemów i emocji innych ludzi. Mi najbardziej pasuje określe nie "motocykle to nie zabawa już". Ale to tylko kwestia spojrzenia i wartości, które wyznaje się w życiu. A nie sensie życia tu piszemy, więc szanuję Twoje zdanie i cieszę się, że patrzysz na motocykle trochę inaczej niż ja.
Złapałaś bakcyla chociaż sama jeszcze o tym nie wiesz. Skąd taki wniosek? Czytam co piszesz, dużo myślisz na temat przyszłej rzeczy. Miłość platoniczna do czegoś czego nie ma a ma być. Miłość do samej myśli i wyobrażania "jak to będzie". :)
Powodzenia - na swój sposób już wsiąkłaś ;)
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (9)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)