20.10.2009 22:18
genetycznie uwarunkowane?
Jak się miał urodzić, a wiedziałam już że to będzie on - byłam przekonana, że chcę by był zaradnym dzieciakiem, który będzie sprawiał mi kłopoty. Chcę, żeby umiał się bronić, żeby uprzykrzającym mu życie gnojkom umiał dać w zęby - nawet za cenę wzywania mamusi do szkoły kiedyś tam. Mamusia oczywiście wyłoży elegancko mu o tym czym jest komunikacja bez przemocy itp itd... ale w duchu będzie mu kibicować jak najwierniejsza pomponiara.... ale ja nie o tym - pomijając kwestię moich pragnień, by dziecko moje było zaradne i nie dało się światu zdusić a raczej ulatywało nad poziomy i realizowało kolejne marzenia - wiedziałam że chciałabym by był to chłopiec wrażliwy, empatyczny, troszczący się o słabszych i jak najbardziej szanujący innych. I żeby był szczęśliwy. To wszystko. Nie miałam żadnych innych pragnień. Moje dzieciątko jest za małe bym mogła stwierdzić że moje pragnienia się spełnią. Choć dzielny i zaradny jest bardzo. Do tego wyjątkowo bystry (wiem, każda matka tak mówi, ale ja to powtarzam po innych) i nakręcony jak króliczek z reklamy baterii - ciężko go zatrzymać. Ale podsumowując... chodzi o to, że od początku nie miałam najmniejszej ochoty indukować mu żadnych "typowo męskich" zainteresowań.
Muszę wyraźnie powiedzieć, że mam zacięcie ku dużej niezależności kobiet i mierżą mnie określenia typu "babskie" "jak meżczyzna" itp o ile nie są używane z przymrużeniem oka. Myślałam - aaaa co tam dziecię będzie lubiło to się okaże. Jeszcze ma czas się dowiedzieć co jest fajne co nie.
Pierwsze złudzenia umknęły mi jak miał gdzieś 1,5 m-ca... na spacerkach leżąc na brzuszku w wózku (podniesiony tułów tak żeby widział drogę) moje dziecko zawiesiło się na autach - każdy samochód obserwowany był pieczołowicie od kół, przez całą karoserię aż po dach, anteny i inne elementy, jeśli się pojawiały. Aż obracał głowę kiedy się przejeżdżało z nim koło takiego samochodu.
Następny cios to dzień, w którym zamiast po superinteligentną, edukacyjną, rozrywkową zabawkę niemowlęcą wyciągnął łapkę po resoraka. Był za mały, żeby resorakami się bawić, więc dostał zamiast tego auto nieco większe i już go nie wypuścił z rączki. Minał rok i tamto porsche już dawno jest w rozsypce, za to samochodem które go zastąpiło jest karetka pogotowia, która też jest ulubionym wozem.
W samochodzie nigdy nie zapłakał - no chyba, że był głodny albo mocno zmęczony i obsiusiany kiedy jechaliśmy 400 km do jego babci w odwiedziny (wtedy wystarczył krótki przystanek na rozprostowanie gnatów).
Podczas jazdy zawsze długo i namiętnie przyglądał się kierowcy - on za fotelem pasażera, więc kierowcę widział doskonale.
Pierwsze słowo po "mama"? "Kółko".
"Tato" określenie dla
auta - też jedno z pierwszych słów, padło jeszcze zanim
skończył rok.
Kiedy tylko nauczył się stawać na nóżkach (jeszcze nie chodzić) wyciągnął łapki do kierowcy na którymś stopie i tak zostało - kocha kierownicę, klakson, światła awaryjne i wszystko to, co dzieje się wokół tablicy rozdzielczej.
W końcu mowię, ok - kocha auta, bardzo. To niech będzie. Postarałam się o zabawkę - dostał kierownicę. Warczącą, z klaksonem, skręcającą. Opisana, że dla dzieci od trzech lat. Nie w tym przypadku. Pełna kontrola - ręce na kierownicy, przyspieszenie turbo, "radio"... jedyne czego się musiał nauczyć to odpalanie zabawki, bo żeby kluczyk przekręcić trzeba było ustawić dłoń w sposób mało naturalny dla takiego szkraba...i nauczył się. Nadal tacha ją co jakiś czas ze sobą...
Nie trzeba z nim łazić na plac zabaw. Wystarczy zaliczyć trasę na tenże plac, żeby mógł dotknąć każdy samochód po drodze zaparkowany przy chodniku.
Nie trzeba wymyślać nie wiadomo jakich zabaw - kiedy go zapytać co chce, mówi "gajak! samotit!" co w wolnym tłumaczeniu znaczy "idźmy do garażu oglądać samochody".
Wstaje rano, skrobie się na łóżko, przełazi przeze mnie, uderza do okna - zapuszcza żurawia na rozświetloną światłami (jest jeszcze trochę ciemno jak wstaje) ulicę (z wysokiego piętra bardzo ładnie widać jedną z większych warszawskich ulic, która nieopodal biegnie, duże skrzyżowanie i 2 przystanki autobusowe) i radośnie pokrzykuje "abubu jedzie mama! o pojekał" (co oznacza "jedzie autobus mama. o pojechał!").
Zaakceptowałam to, że tak
już jest. Kocha wozy i już. Kaski, motory - oczywiście też, choć
w mniejszym zakresie - w aucie w końcu jeździ... Od dziadka
dostał w prezencie elektryczny pojazd na kształt quada - też
teoretycznie dla trzylatków... Nie umie jeszcze skręcać -
ale przód i tył opanował doskonale. Nie wspominając
o tym, że któregoś dnia wziął i mnie zagiął - wygrzebał z
pudła pęk kluczy, które stanową rodzaj
"dorosłej" zabawki (czyli takiej, co tygryski lubią
najbardziej) i wepchnął w dziurę po wymontowanych lusterkach w
pojeździe. Innymi słowy - stacyjkę sobie zorganizował. I
przynajmniej raz dziennie siada na ten swój
"motoj".
Poza tym oczywiście jak inne dzieci - uwielbia wywalać gary z szafek w kuchni, czyta książeczki o kurczaczkach, z entuzjazmem ślipi w animowane bajki o krecikach czy innych mysiach, zapamiętale wyrzuca wszystko z pudełek, bawi się klockami, kredkami, piłką czy wiaderkiem i grabkami w piaskownicy, wspina na drabinki, kocha zjeżdżalnię i robienie samolocików (w sensie wirowanie z nim na rękach), ciągle otwiera szafy i radośnie pokrzykuje pokazując na kocią kuwetę "kotek kupa kotek kupa kotek!" ot dziecięce sprawy....
Ale jednocześnie po dwóch spacerach nauczył się rozpoznawać znaczek forda, skody i toyoty. Moje dziecię ma 1,5 roku. I zastanawiam się jak to się potoczy dalej.
Nie wciskam mu motoryzacyjnej korby, bo sama jestem raczej bierną fanką - uwielbiam prowadzić auto i nie wyobrażam sobie nie mieć samochodu- jednak trudno powiedzieć, żebym wariowała na tym tle...
Czy to wychowanie? Nie wiem, faktem jest, że
bezpośredni przodek dziecięcia to motoryzacyjny guru. Tyle, że na
codzień berbeć nie jest świadkiem tego mistrzostwa. Więc trudno
podejrzewać, żeby się naoglądał czy nasłuchał...
Komentarze : 5
"Czy to wychowanie? Nie wiem, faktem jest, że bezpośredni przodek dziecięcia to motoryzacyjny guru. Tyle, że na co dzień berbeć nie jest świadkiem tego mistrzostwa. Więc trudno podejrzewać, żeby się naoglądał czy nasłuchał..."
cóż najczęściej dziecko przejmuje wszystko z DNA ojca i z zachowań matki więc cóż nawet nie wiedząc o tym zaraziłaś go bakcylem MOTOJU :D
Miło sie czytało i Powodzonka i pozdrowionka dla małego "rajdowca" ;]
Ja to miałam i mam na tyle nie poukładane w głowie, że mając 4 lata błagałam tatę o przejażdżkę na MZ :D A u dziadka pierwsze gdzie szłam to do garażu :) Samochód i druga MZ to był raj :) Zdrowia ! :)
Jak to z dzieciakami ;D Ja się autami do 17. roku życia zachwycałem <skromny> Brat ma trzyletniego synka już, to też bardzo samochody lubi ;D Pozdrawiam całą rodzinkę ;)
hehe - myśle jak powyżej - daj czas to i "motojy" zaczną interesować. Fajnie się czyta, obyś zawsze umiała trzeźwo patrzeć na jego zainteresowania i po cichu je "wspierać" Pozdrawiam i zdrowia życze tobie jak i małemu.
Spokojnie... daj mu jeszcze rok i będzie większą uwagę zwracał na motocykle :))) Samochód na początek to normalne, bo można w nim pochodzić, powłączać awaryjne itp. Mój brzdąc w styczniu kończy 3 latka, w samochodzie jedzie spokojnie zupełnie jak Twój (zmęczenie sikanie masakra wtedy) ale na moto reaguje niesamowicie, mało głowy sobie nie urwie :) Ze starszym mam podobnie. Powodzenia i zdrowia dla pociechy :)
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (9)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)